
Cześć! Nazywam się Katarzyna Wojewódka.
Jestem właścicielem i dyrektorem żłobka, pedagogiem i certyfikowanym
Edukatorem Pozytywnej Dyscypliny.
Prywatnie – jestem mamą trójki dzieci, która dobrze wie, jak wygląda codzienność z maluchem na ręku, obiadem na gazie i milionem myśli w głowie. Na co dzień łączę wiedzę i doświadczenie zawodowe z codziennym życiem- takim jak Twoje.
Znam frustrację, bezradność i pytania bez odpowiedzi. Wiem, jak trudno jest zachować spokój, gdy wszystko krzyczy w środku.
Ale wiem też, jak bardzo pomaga zrozumienie, wsparcie i konkretne narzędzia, które naprawdę działają. Od lat wspieram dorosłych w budowaniu relacji z dziećmi opartych na szacunku, empatii i wyznaczaniu zdrowych granic. Uczę, jak mówić, żeby dziecko usłyszało- i jak słuchać, żeby zrozumieć. Ale nie z pozycji „wszystkowiedzącego eksperta”.

Jestem jedną z Was.
Miewam trudne poranki i momenty zwątpienia. I właśnie dlatego to, co robię jest tak prawdziwe. Moje serce bije najmocniej tam, gdzie dorosły i dziecko spotykają się naprawdę- z uwagą, empatią i gotowością do słuchania siebie nawzajem. Wierzę, że każdy rodzic i nauczyciel może nauczyć się tworzyć z dzieckiem relację w której jest i miłość i zasady.
Prowadzę szkolenia online i stacjonarne dla rodziców, nauczycieli i opiekunek w żłobkach. Łączę w nich teorię, praktykę i dużo zrozumienia-bo każdy z nas potrzebuje czasem wsparcia i przypomnienia, że idzie w dobrą stronę.

Czym jest Pozytywna Dyscyplina – i dlaczego zmieniła moje życie?
Pozytywna Dyscyplina to nie kolejna „metoda wychowawcza”. To sposób patrzenia na dziecko i relację z nim, który zmienia wszystko – zaczynając od nas, dorosłych. To podejście, które uczy, jak być przewodnikiem, nie dyktatorem. Jak stawiać granice z miłością, a nie przez strach. Jak rozumieć zachowanie dziecka – zamiast je tylko oceniać. I jak wychowywać z szacunkiem, jednocześnie nie rezygnując z zasad. Bo Pozytywna Dyscyplina nie oznacza, że „dziecko może wszystko”. Oznacza, że może być sobą, że jego emocje są ważne, ale Twoje granice również. To wychowanie oparte na równowadze miłości i struktury.

Moja historia – jak zaczęła się moja droga z Pozytywną Dyscypliną
Kiedy kilka lat temu zostałam mamą po raz drugi, myślałam, że „mam to ogarnięte”. Z moją pierwszą córką było łatwo – była uważna, wrażliwa, dostosowywała się. Wszystko działało. Czułam się „dobrą mamą”. A potem pojawił się mój syn. I wszystko, co znałam – przestało działać. Mój synek był zupełnie inny. Od początku chciał robić wszystko po swojemu. Buntował się, nie słuchał, był jak burza – silny, uparty, niezależny. Każdy dzień był jak pole bitwy. Próbowałam różnych metod: prośby, tłumaczenia, groźby, nagrody. Nic nie działało. Czułam się zmęczona, sfrustrowana i… samotna.
Zaczęłam zadawać sobie pytania:
Dlaczego on mnie nie słucha?
Dlaczego nie robi tego, o co proszę?
Co robię źle?
Czy coś jest nie tak z moim dzieckiem… albo ze mną?
I wtedy – trochę przypadkiem – trafiłam na Pozytywną Dyscyplinę. I poczułam, że ktoś w końcu mówi do mnie językiem, który rozumiem – językiem serca i rozsądku jednocześnie.

Co dała mi Pozytywna Dyscyplina?
Pozytywna Dyscyplina dała mi przede wszystkim zrozumienie. Zrozumienie, że dziecko, które się buntuje, nie jest „złe” – tylko ma niezaspokojone potrzeby. Że nieposłuszeństwo to nie atak na mnie, tylko sposób wyrażania emocji. Że mój syn nie jest moim przeciwnikiem – tylko moim nauczycielem.
Zamiast zadawać sobie pytanie: „Jak mam go zmienić?”, zaczęłam pytać: „Co próbuje mi powiedzieć?” „Jak mogę mu pomóc rozwinąć umiejętności, których jeszcze nie ma?” „Jak mogę być spokojniejsza, silniejsza, bardziej obecna?”
Pozytywna Dyscyplina dała mi też konkretne narzędzia: jak mówić, żeby dziecko chciało słuchać, jak stawiać granice bez krzyku i kar, jak wspierać samodzielność i współpracę, jak radzić sobie z trudnymi emocjami – dziecka i swoimi. I, co najważniejsze – dała mi pozwolenie, żeby zadbać o siebie.
Bo wychowanie to maraton, nie sprint.
Potrzebujemy siły, spokoju i zasobów, by być tymi rodzicami, którymi chcemy być. A ja długo o sobie zapominałam. Dzięki Pozytywnej Dyscyplinie nauczyłam się, że moje potrzeby też są ważne – bo nie da się dawać z pustego kubka.
Dlaczego chcę się tym dzielić z innymi rodzicami?
Bo wiem, jak to jest: budzić się z wyrzutami sumienia po kolejnym dniu pełnym krzyku, czuć się jak zły rodzic, mimo że kochasz całym sercem, mieć poczucie, że zawodzisz – choć robisz wszystko, co potrafisz.
Chcę Ci powiedzieć: to nie jest Twoja wina.
Po prostu nikt nas nie nauczył, jak wychowywać z szacunkiem i jednocześnie z siłą. Nikt nie dał nam narzędzi. Ale teraz możemy się ich nauczyć – razem. Pozytywna Dyscyplina to nie idealne dzieci. To realne dzieci z realnymi emocjami, i my – realni dorośli, którzy uczą się codziennie. To relacja, która jest prawdziwa. I choć nie zawsze łatwa, to może być piękna.
Zapraszam Cię do wspólnej drogi – bez oceniania, z dużą dawką empatii, ciepła i konkretnych narzędzi, które naprawdę działają.
Uściski, Kasia!
